sobota, 22 czerwca 2013

Bangkok

W końcu dotarłam do Bangkoku! Ten lot nie był już tak przyjemny. Turbulencje, które trwały aż dwie godziny (przez cały przelot nad Zatoką Bengalską) nie pozwoliły mi spać, a zmęczenie dawało o sobie znać. Ale nie warto pamiętać o tym, co złe, najważniejsze, że już tylko 20 godzin dzieli mnie od przyjazdu do Phnom Penh! 
Bangkok zadziwił mnie swoim spokojem, brakiem wszechobecnego dźwięku klaksonów (myślałam, że w tej części świata to niemożliwe!), ciszą i względnym porządkiem. Choć szczerze mam nadzieję, że kiedy wrócę tu w sierpniu na dłużej, poznam szalone, głośne i dynamiczne życie tego miasta. 
Podróż z lotniska do hotelu (raczej hoStelu) odbyła się bez większych problemów. Soczyście różową taksówką spokojnie przejechałam około 15km podjeżdżając pod same drzwi hotelu. A w nim czekał na mnie pokój z równie różowym kocykiem Hello Kitty. Wyobrażając sobie azjatyckie tanie hotele zawsze miałam przed oczami dokładnie taki, do jakiego dziś dotarłam. Klaustrofobiczne pokoje, małe okienka, trzeszczący wiatrak, na korytarzu brak żywej duszy. Ale absolutnie nie narzekam, luksus skończył się w Dubaju, teraz zaczyna się azjatycka rzeczywistość. Jestem bardzo blisko lotniska, z którego jutro wylatuję, zjadłam pyszną kolację z dostawą do łóżka za całe (uwaga) trzy złote, wiatraczek wieje mi prosto w twarz, a w tle śpiewa sobie Ed Sheeran! Czego mi więcej trzeba ... ;) 
Jest dopiero 20:30, ale ja uciekam już spać, odezwał się potworny jet lag i już nie wiem kiedy jest dzień, a kiedy noc. Trzymajcie kciuki za jutrzejszy przelot do Kambodży ( jak ja nie lubię latać samolotami!!!), do usłyszenia ! :)

mój pokój
mało interesujący widok z balkonu 
przepyyyyszny ryż z warzywami 
A na koniec ja ! : ) pozdrawiam! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz