środa, 14 sierpnia 2013

To już jest koniec ...

Cześć!
Moja podróż dobiegła końca! Jestem już w domu i staram się zregenerować siły : ) Wczoraj dowiedzialam się, że dostałam się na praktyki do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, więc długo sobie nie odpocznę! Ale cieszę się nieeesamowicie. 
Dziękuję Wam za śledzenie moich losów, jestem mile zaskoczona ilością odwiedzin :)
W przyszłym tygodni zabieram się za tworzenie filmu z wyjazdu, o rezultatach oczywiście Was poinformuję.
To już koniec mojego blogowania w tym roku. W styczniu czeka mnie przeprowadzka na pół roku do Portugalii, a w wakacje pewnie kolejny wyjazd. Bądźcie czujni ! 

Dziękuję i pozdrawiam!



niedziela, 11 sierpnia 2013

Bangkok


Witajcie! :) 
Po wyczerpującej podróży wszystkimi możliwymi środkami transportu w piątek o 4:30 nad ranem dotarłyśmy do Bangkoku! Nie miałyśmy mapy, zarezerwowanego hotelu, wiedziałyśmy tylko, że istnieje ulica o nazwie Khao San Road, na której możemy znaleźć tanie hotele i restauracje. Ulica okazała się być niesamowitą mieszanką wschodu i zachodu, niemalże granicą dwóch światów. Z jednej strony zachód pcha się drzwiami i oknami, co rusz napotkać można knajpy takie jak McDonalds, KFC, Subway, a przed ich drzwiami stoiska z lokalnymi tajskimi potrawami (dużo tańszymi i o niebo lepszymi!). Prócz tanich lokalnych noclegowni przespać można się także w eksluzywnym hotelu, a wieczorem rozrywki dostarczają liczne kluby i bary i ... prostytutki, których ilość ciężko jest zliczyć. Ulica pełna jest młodych turystów podróżujących z plecakiem, wyróżniających się tym samym stylem (koszulka z azjatycką marką piwa, luźne spodnie w słonie, japonki)- nie ukrywam, że mnie ten styl też trochę opanował : ) 
Jednak prawdziwy Bangkok poznać można dopiero udając się w jego dalsze zakątki! To też dziś zrobiłam- wzięłam mapę, aparat i udałam się przed siebie ! I z każdą ulicą mój zachwyt wzrastał! Bangkok jest cudowny, kolorowy, pełen życia, ale też (o dziwo) czysty i harmonijny. Największym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że kierowcy przetrzegają zasad ruchu drogowego i (!!!!!) nie używają klaksonów! W Azji? To przecież niemożliwe! A jednak : )
Z wszystkich azjatyckich stolic, w których byłam, najbardziej polecam właśnie BANGKOK! Zdecydowanie jest u mnie na liście miast, w których się zakochałam. 
Ostatnie dni w Tajlandii spędzam sama, Rita poleciała już do Kambodży, skąd ma samolot do domu. Jutro na mnie kolej, czas wrócić do domu. Nie ukrywam, że cieszę się na ten powrót :) Mój organizm chyba też potrzebuje już odpoczynku! Ostatnio zaczął się buntować i swoją tęsknotę za Polską okazuje gorączką i złym samopoczuciem. Na myśl, że już za dwa dni będę w domu sama do siebie się uśmiecham :)
Następny wpis będzie już pewnie z lotniska, a wtedy podzielę się z Wami wszystkimi moimi azjatyckimi NAJ (jedzenie, miasta, plaże, transport itp!). 
A teraz już kończę, czas wyruszyć w poszukiwaniu pamiątek!


Khao San Rd 
Trzypoziomowe ulice?!: 
Najlepsze danie świata -pad thai z krewetkami (za całe 4,50zl) :



Ktoś czegoś potrzebuje? ;) :

Postojowe standardowe turbodoładowanie i dalej w drogę:

On czy ona?







wtorek, 6 sierpnia 2013

Koh Samui

Hej Kochani :) 
Pozdrowienia z RAJU! Wyspa Koh Samui w Tajlandii zdecydowanie jest najpiękniejszym miejscem, jakie miałam okazję odwiedzić! 
Tajlandię, jak i Kambodżę, cięzko jest opisać. Oba te państwa trzeba dotknąc, posłuchać, powoąchać, posmakować ich specjałów. Co do smakowania- tu w Tajlandii każda potrawa to niebo w gębie !  A nasze życie od poniedziałku toczy się wokół posiłków : ) W ciągu dnia zajmujemy się nicnierobieniem, więc posiłki to główna rozrywka. Dochodzą do tego jeszcze masaże, opalanie, spacer po plaży, zakupy w (niesamowitych) butikach oraz wielogodzinne pochłanianie książek! 
Czy mamy problemy? Oczywiście! Spadające koksy na głowę, za ciepła woda w morzu, za dużo piasku, prażące słońce... : P 
Zatrzymałyśmy się z Ritą w bungalowie na plaży, który warunkami zdecydowanie odbiega od kurortów, które z nami sąsiadują, ale i tak jest cudownie : ) Na Koh Samui nocleg można znaleźć od 8$ do 1700$ za noc. Tak... 1700$! :) Znalazłyśmy dzisiaj rodzinną willę z prywatnym basenem, kucharzem, masażystami, wszystkimi możliwymi ugodnieniami za wspomnianą wyżej  niebotyczną cenę za noc : ) Coż... czas zacząć myśleć poważnie o dobrze płatnej pracy : P 
Nie będę sie rozpisywała, bo wiem, że z każdym słowem liczba moich przyjaciół i zwolenników maleje! Mam nadzieję, że kiedyś przyjedziemy tu wszyscy razem! Powtórzę to kolejny raz: cena wakacji tu i w Egipcie może być taka sama (przy dobrym planie, oganizacji i odrobinie szczęścia przy kupowaniu biletu)- trzeba tylko chcieć i trochę się postarać : ) 
Jutro wypożyczam skutery i mamy zamiar objechać całą wyspę, wieczorem zdam gorące relacje! 

Pozdrawiam! 


Pierwsza kolacja zaraz po wyczerpującej podrózy: 
Chillout :) :

Podróżując czytam książkę oczywiście o... podróżowaniu: 





Asia i Rita pozdrawiają! 











niedziela, 4 sierpnia 2013

Malezja- Kuala Lumpur


Cześć! 
Ten weekend, choć jeszcze się nie skończył, zaliczam do jednego z najbardziej zakręconych w moim życiu ; ) 
Ale zacznijmy od początku! Jak już wiecie, postanowiłyśmy z Ritą, że naszą podróż do Tajlandii zaczniemy od małego przystanku w Malezji, a później kierując się już tylko na północ, kierowały się będziemy ku stolicy Talandii- Bangkoku. Rita skończyła wolontariat wcześniej niż ja i wypoczywała przez tydzień w Singapurze, więc niestety nie miałyśmy za wiele czasu na organizację naszej wyprawy. Skutki tego niestety później boleśnie odczułyśmy! 
Nasz samolot z Phnom Phen do Kuala Lumpur planowany był na godzinę 16:40, ale niestety na lotnisku zastała nas niemiła niespodzianka w postaci informacji o godzinnym opóźnieniu lotu. Oznaczało to dla nas przybycie do Malezji o godzinę później, a czas nie grał na naszą korzyść! 
Po dwugodzinnym locie w końcu znalazłyśmy się w Kuala Lumpur! I tu kolejna niespodzianka -Malezja to państwo muzłumańskie! Ja w szortach, Rita w odsłaniającym wszystko topie, trochę czułyśmy się niezręcznie, ale trzeba było iść dalej : ) Po złapaniu autobusu do stolicy miałyśmy godzinę na odpoczynek i przemyślenie planu wyprawy. A zaplanować ją musiałyśmy mądrze, bo podczas 24godzinnej wycieczki każda minuta ma znaczenie! Znalezienie naszego hostelu wcale nie było takie łatwe, jak wydawało się z opisu na stronie internetowej, ale ma to też dobre strony, ponieważ pytając o adres w restauracji w centrum miasta dostałyśmy darmową pizzę! Dobre złego początki...
Po zakwaterowaniu się w hostelu Irsia (który każdemu polecam- czysty, w centrum miasta, pełen młodych ludzi) stwierdziłyśmy, że czas pozwiedzać okolicę. Była już pierwsza w nocy, więc nasze zwiedzanie ograniczyło się do głównej ulicy. Po godzinie spacerowania stwierdziłyśmy, że czas coś zjeść! I to była najgorsza decyzja, która uprzykrzyła nam całą wycieczkę. Zamówione hinduskie jedzenie okazało się tak pikantne, że od samych oparów leciały łzy! Oczywiście wszystko zjadłyśmy, żeby nie wyjść na mięczaków i zaraz po tym poszłyśmy do hostelu spać. Rano obudziłyśmy się z potwoornym bólem brzucha! Szybko zaaplikowałyśmy garść tabletek, ale to niestety nie pomogło. Po prysznicu i śniadaniu zdecydowałyśmy, że czas kupić bilety na pociąg do Tajlandii. Ku naszemu zaskoczeniu biletów niestety nie było! Ani na sobotę, ani na niedzielę, ani na następny cały tydzień... Jako alternatywę wybrałyśmy autobus i po małych perypetiach z kartą płatniczą byłyśmy posiadaczkami biletów na autobus relacji Kuala Lumpur- Hat Yai :) 
Kiedy byłyśmy gotowe wyruszyć w miasto okazało się, że jest już 11! Postanowiłyśmy więc wykupić wycieczkę autokarem po mieście za 45zł. Naszym żołądkowym ekscesom niestety nie było końca, na szczęście mogłyśmy opuszczać autokar i łapać następny (wycieczka ta nazywa się hop-on hop-off i jest bardzo dobrze zorganizowana, tylko dzięki niej mogłyśmy zobaczyć całe miasto!). 
Kuala Lumpur nie wzbudziło we mnie ogromnego zachwytu, ale jest kilka miejsc, które naprawdę warto odwiedzić. Jednak dla mnie (może trochę przez pochmurną pogodę) było ono szare, ponure i smutne. Zdecydowanie jest tomiasto pełne sprzeczności i kontrastów! U stóp Petronas Towers (do niedawna najwyższych budynków świata) zobaczyć można hinduskie i arabskie knajpy, opuszczone budynki, lokalne sklepiki. Drapacze chmur przeplatają się z kolonialnymi zabytkami, i to właśnie te tradycyjne budowle nadają temu miastu urok. Przeplatanie się kultury dalekiego wschodu z elementami Indyjskimi i Arabskimi tworzą niesamowitą mozaikę, którą warto zobaczyć! 
My zwiedzałyśmy Kuala Lumpur tylko jeden dzień, więc mój obraz tego miasta stworzony jest na podstawie głównych miejsc turystycznych. Obiecałyśmy sobie z Ritą, że pewnego dnia tam wrócimy i to nadrobimy ... : ) 
O godzinie 22:30 udało nam się dotrzeć na dworzec i złapać nocny autobus do Tajlandii! Autokar okazał się być luksusowym i najlepszym środkiem transportu na tej trasie, z rozkładanymi fotelami, duużym zapasem miejsca na nogi, kocykami i darmową wodą. Zmęczone przespałyśmy całą drogę, a o 6:30 obudzono nas, żeby przekroczyć granicę z TAJLANDIĄ! : ) i tak oto po 14h spędzonych w autobusie i busie, a później 2h rejsu jesteśmy w najpiękniejszym miejscu na Ziemi - wyspie Koh Samui :) 
Szczegółów nie będę zdradzała, bo już za kilka dni, kiedy zadomowię się w tym raju i trochę pozwiedzam, dodam nowy post z duużą ilością zdjęć! 
Teraz już muszę kończyć, czeka na mnie plaża, zimne drinki i gorąące słońce ! : ) 
Pozdrawiam ! 


Pierwsze chwile w KL:




Petronas Towers:




Małe perypetie z aparatem:
Nasz hostel: 
Przetrwałyśmyy: 
Granica Tajlandia- Malezja: 

A to już mała zapowiedź następnego wpisu... : 


:))













sobota, 3 sierpnia 2013

Ostatnie dni w Kambodży- zdjęcia !

Czeeść! 
Zgodnie z obietnicą dodaję zdjęcia z ostatniego tygodnia w Kambodży : ) 
Obecnie jestem w Kuala Lumpur, zjadłyśmy śniadanie i wyruszamy w miasto. So far, so good! :)))


Ja i Marisa w naszych mundurkach: 

Moja uluubiona grupa:

Niespodzianka:
Niespodzianka 2 :) :


Dyplom: 
Ostatnie chwile w Kambodży: 
Weekendowa impreza pożegnalna: 

A to już KUALA LUMPUR: 

Pozdrawiaam ! :) 











piątek, 2 sierpnia 2013

Pożegniania nadszedł czas...

Cześć Kochani! 
Znów przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale u mnie nic ciekawego się nie działo. Szkoła, dom, szkoła, dom i tak cały tydzień. 
Sześć tygodni temu pisałam do Was post z lotniska w Bangkoku oczekując lotu do Kambodży, teraz siedzę na lotnisku w Phnom Penh, wolontariat się skończył, a ja wyruszam dalej w podróż! 
Ciężko będzie mi podsumować tę wyprawę... mogę tylko powiedzieć: WARTO BYŁO! Poznałam niesamowitych ludzi, z którymi na prawdę się zaprzyjaźniłam, zwiedziłam wszystkie najważniejsze miejsca w Kambodży, wiele się nauczyłam, ale wiele też nauczyłam innych. Po tych sześciu tygodniach nadal twierdzę, że uwielbiam uczyć angielskiego! Sprawia mi to wieele radości i jak wynika z opinii moich studentów, nie jestem w tym taka zła ; ) 
Ostatnie dni w szkole były wyjątkowe. Dzieciaki przygotowały mi wiele niespodzianek, było przyjęcie, tort, dostałam wiele prezentów i niezliczoną ilość listów i laurek, które mam zamiar przeczytać podczas tego lotu :) Niestety nie mogę zabrać gromadki tych dzieciaków do Polski, a bardzo bym chciała! Jeśli tylko kiedyś uda mi się znów przyjechać do Kambodży, Westland International School będzie pierwszym miejscem, które odwiedzę :) 
Czas opuścić to niesamowite państwo. Państwo pełne kontrastów, cudownych miejsc i przemiłych mieszkańców. Z całego serca mogę powiedzieć: polecam Kambodżę! 
Oczywiście tęsknię niesamowicie za rodziną, moim łóżkiem i jedzeniem mamy, ale zanim dotrę do Warszawy troszkę jeszcze się potułam po Azji! Za 10 minut wylatuję do Malezji (Kuala Lumpur), w niedzielę rano wyruszam na tajskie wyspy (Koh Samui i Koh Tao), następnie Bangkok i w końcu POLSKA ! :) 
Zdjęcia dodam po locie, kiedy w końcu je zgram na ipada i przesegreguję. 
Od teraz obiecuję, że posty będą dodawane z dużo większą częstotliwością! 
Pozdrawiam, jesteśmy w kontakcie :)