środa, 14 sierpnia 2013

To już jest koniec ...

Cześć!
Moja podróż dobiegła końca! Jestem już w domu i staram się zregenerować siły : ) Wczoraj dowiedzialam się, że dostałam się na praktyki do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, więc długo sobie nie odpocznę! Ale cieszę się nieeesamowicie. 
Dziękuję Wam za śledzenie moich losów, jestem mile zaskoczona ilością odwiedzin :)
W przyszłym tygodni zabieram się za tworzenie filmu z wyjazdu, o rezultatach oczywiście Was poinformuję.
To już koniec mojego blogowania w tym roku. W styczniu czeka mnie przeprowadzka na pół roku do Portugalii, a w wakacje pewnie kolejny wyjazd. Bądźcie czujni ! 

Dziękuję i pozdrawiam!



niedziela, 11 sierpnia 2013

Bangkok


Witajcie! :) 
Po wyczerpującej podróży wszystkimi możliwymi środkami transportu w piątek o 4:30 nad ranem dotarłyśmy do Bangkoku! Nie miałyśmy mapy, zarezerwowanego hotelu, wiedziałyśmy tylko, że istnieje ulica o nazwie Khao San Road, na której możemy znaleźć tanie hotele i restauracje. Ulica okazała się być niesamowitą mieszanką wschodu i zachodu, niemalże granicą dwóch światów. Z jednej strony zachód pcha się drzwiami i oknami, co rusz napotkać można knajpy takie jak McDonalds, KFC, Subway, a przed ich drzwiami stoiska z lokalnymi tajskimi potrawami (dużo tańszymi i o niebo lepszymi!). Prócz tanich lokalnych noclegowni przespać można się także w eksluzywnym hotelu, a wieczorem rozrywki dostarczają liczne kluby i bary i ... prostytutki, których ilość ciężko jest zliczyć. Ulica pełna jest młodych turystów podróżujących z plecakiem, wyróżniających się tym samym stylem (koszulka z azjatycką marką piwa, luźne spodnie w słonie, japonki)- nie ukrywam, że mnie ten styl też trochę opanował : ) 
Jednak prawdziwy Bangkok poznać można dopiero udając się w jego dalsze zakątki! To też dziś zrobiłam- wzięłam mapę, aparat i udałam się przed siebie ! I z każdą ulicą mój zachwyt wzrastał! Bangkok jest cudowny, kolorowy, pełen życia, ale też (o dziwo) czysty i harmonijny. Największym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że kierowcy przetrzegają zasad ruchu drogowego i (!!!!!) nie używają klaksonów! W Azji? To przecież niemożliwe! A jednak : )
Z wszystkich azjatyckich stolic, w których byłam, najbardziej polecam właśnie BANGKOK! Zdecydowanie jest u mnie na liście miast, w których się zakochałam. 
Ostatnie dni w Tajlandii spędzam sama, Rita poleciała już do Kambodży, skąd ma samolot do domu. Jutro na mnie kolej, czas wrócić do domu. Nie ukrywam, że cieszę się na ten powrót :) Mój organizm chyba też potrzebuje już odpoczynku! Ostatnio zaczął się buntować i swoją tęsknotę za Polską okazuje gorączką i złym samopoczuciem. Na myśl, że już za dwa dni będę w domu sama do siebie się uśmiecham :)
Następny wpis będzie już pewnie z lotniska, a wtedy podzielę się z Wami wszystkimi moimi azjatyckimi NAJ (jedzenie, miasta, plaże, transport itp!). 
A teraz już kończę, czas wyruszyć w poszukiwaniu pamiątek!


Khao San Rd 
Trzypoziomowe ulice?!: 
Najlepsze danie świata -pad thai z krewetkami (za całe 4,50zl) :



Ktoś czegoś potrzebuje? ;) :

Postojowe standardowe turbodoładowanie i dalej w drogę:

On czy ona?







wtorek, 6 sierpnia 2013

Koh Samui

Hej Kochani :) 
Pozdrowienia z RAJU! Wyspa Koh Samui w Tajlandii zdecydowanie jest najpiękniejszym miejscem, jakie miałam okazję odwiedzić! 
Tajlandię, jak i Kambodżę, cięzko jest opisać. Oba te państwa trzeba dotknąc, posłuchać, powoąchać, posmakować ich specjałów. Co do smakowania- tu w Tajlandii każda potrawa to niebo w gębie !  A nasze życie od poniedziałku toczy się wokół posiłków : ) W ciągu dnia zajmujemy się nicnierobieniem, więc posiłki to główna rozrywka. Dochodzą do tego jeszcze masaże, opalanie, spacer po plaży, zakupy w (niesamowitych) butikach oraz wielogodzinne pochłanianie książek! 
Czy mamy problemy? Oczywiście! Spadające koksy na głowę, za ciepła woda w morzu, za dużo piasku, prażące słońce... : P 
Zatrzymałyśmy się z Ritą w bungalowie na plaży, który warunkami zdecydowanie odbiega od kurortów, które z nami sąsiadują, ale i tak jest cudownie : ) Na Koh Samui nocleg można znaleźć od 8$ do 1700$ za noc. Tak... 1700$! :) Znalazłyśmy dzisiaj rodzinną willę z prywatnym basenem, kucharzem, masażystami, wszystkimi możliwymi ugodnieniami za wspomnianą wyżej  niebotyczną cenę za noc : ) Coż... czas zacząć myśleć poważnie o dobrze płatnej pracy : P 
Nie będę sie rozpisywała, bo wiem, że z każdym słowem liczba moich przyjaciół i zwolenników maleje! Mam nadzieję, że kiedyś przyjedziemy tu wszyscy razem! Powtórzę to kolejny raz: cena wakacji tu i w Egipcie może być taka sama (przy dobrym planie, oganizacji i odrobinie szczęścia przy kupowaniu biletu)- trzeba tylko chcieć i trochę się postarać : ) 
Jutro wypożyczam skutery i mamy zamiar objechać całą wyspę, wieczorem zdam gorące relacje! 

Pozdrawiam! 


Pierwsza kolacja zaraz po wyczerpującej podrózy: 
Chillout :) :

Podróżując czytam książkę oczywiście o... podróżowaniu: 





Asia i Rita pozdrawiają! 











niedziela, 4 sierpnia 2013

Malezja- Kuala Lumpur


Cześć! 
Ten weekend, choć jeszcze się nie skończył, zaliczam do jednego z najbardziej zakręconych w moim życiu ; ) 
Ale zacznijmy od początku! Jak już wiecie, postanowiłyśmy z Ritą, że naszą podróż do Tajlandii zaczniemy od małego przystanku w Malezji, a później kierując się już tylko na północ, kierowały się będziemy ku stolicy Talandii- Bangkoku. Rita skończyła wolontariat wcześniej niż ja i wypoczywała przez tydzień w Singapurze, więc niestety nie miałyśmy za wiele czasu na organizację naszej wyprawy. Skutki tego niestety później boleśnie odczułyśmy! 
Nasz samolot z Phnom Phen do Kuala Lumpur planowany był na godzinę 16:40, ale niestety na lotnisku zastała nas niemiła niespodzianka w postaci informacji o godzinnym opóźnieniu lotu. Oznaczało to dla nas przybycie do Malezji o godzinę później, a czas nie grał na naszą korzyść! 
Po dwugodzinnym locie w końcu znalazłyśmy się w Kuala Lumpur! I tu kolejna niespodzianka -Malezja to państwo muzłumańskie! Ja w szortach, Rita w odsłaniającym wszystko topie, trochę czułyśmy się niezręcznie, ale trzeba było iść dalej : ) Po złapaniu autobusu do stolicy miałyśmy godzinę na odpoczynek i przemyślenie planu wyprawy. A zaplanować ją musiałyśmy mądrze, bo podczas 24godzinnej wycieczki każda minuta ma znaczenie! Znalezienie naszego hostelu wcale nie było takie łatwe, jak wydawało się z opisu na stronie internetowej, ale ma to też dobre strony, ponieważ pytając o adres w restauracji w centrum miasta dostałyśmy darmową pizzę! Dobre złego początki...
Po zakwaterowaniu się w hostelu Irsia (który każdemu polecam- czysty, w centrum miasta, pełen młodych ludzi) stwierdziłyśmy, że czas pozwiedzać okolicę. Była już pierwsza w nocy, więc nasze zwiedzanie ograniczyło się do głównej ulicy. Po godzinie spacerowania stwierdziłyśmy, że czas coś zjeść! I to była najgorsza decyzja, która uprzykrzyła nam całą wycieczkę. Zamówione hinduskie jedzenie okazało się tak pikantne, że od samych oparów leciały łzy! Oczywiście wszystko zjadłyśmy, żeby nie wyjść na mięczaków i zaraz po tym poszłyśmy do hostelu spać. Rano obudziłyśmy się z potwoornym bólem brzucha! Szybko zaaplikowałyśmy garść tabletek, ale to niestety nie pomogło. Po prysznicu i śniadaniu zdecydowałyśmy, że czas kupić bilety na pociąg do Tajlandii. Ku naszemu zaskoczeniu biletów niestety nie było! Ani na sobotę, ani na niedzielę, ani na następny cały tydzień... Jako alternatywę wybrałyśmy autobus i po małych perypetiach z kartą płatniczą byłyśmy posiadaczkami biletów na autobus relacji Kuala Lumpur- Hat Yai :) 
Kiedy byłyśmy gotowe wyruszyć w miasto okazało się, że jest już 11! Postanowiłyśmy więc wykupić wycieczkę autokarem po mieście za 45zł. Naszym żołądkowym ekscesom niestety nie było końca, na szczęście mogłyśmy opuszczać autokar i łapać następny (wycieczka ta nazywa się hop-on hop-off i jest bardzo dobrze zorganizowana, tylko dzięki niej mogłyśmy zobaczyć całe miasto!). 
Kuala Lumpur nie wzbudziło we mnie ogromnego zachwytu, ale jest kilka miejsc, które naprawdę warto odwiedzić. Jednak dla mnie (może trochę przez pochmurną pogodę) było ono szare, ponure i smutne. Zdecydowanie jest tomiasto pełne sprzeczności i kontrastów! U stóp Petronas Towers (do niedawna najwyższych budynków świata) zobaczyć można hinduskie i arabskie knajpy, opuszczone budynki, lokalne sklepiki. Drapacze chmur przeplatają się z kolonialnymi zabytkami, i to właśnie te tradycyjne budowle nadają temu miastu urok. Przeplatanie się kultury dalekiego wschodu z elementami Indyjskimi i Arabskimi tworzą niesamowitą mozaikę, którą warto zobaczyć! 
My zwiedzałyśmy Kuala Lumpur tylko jeden dzień, więc mój obraz tego miasta stworzony jest na podstawie głównych miejsc turystycznych. Obiecałyśmy sobie z Ritą, że pewnego dnia tam wrócimy i to nadrobimy ... : ) 
O godzinie 22:30 udało nam się dotrzeć na dworzec i złapać nocny autobus do Tajlandii! Autokar okazał się być luksusowym i najlepszym środkiem transportu na tej trasie, z rozkładanymi fotelami, duużym zapasem miejsca na nogi, kocykami i darmową wodą. Zmęczone przespałyśmy całą drogę, a o 6:30 obudzono nas, żeby przekroczyć granicę z TAJLANDIĄ! : ) i tak oto po 14h spędzonych w autobusie i busie, a później 2h rejsu jesteśmy w najpiękniejszym miejscu na Ziemi - wyspie Koh Samui :) 
Szczegółów nie będę zdradzała, bo już za kilka dni, kiedy zadomowię się w tym raju i trochę pozwiedzam, dodam nowy post z duużą ilością zdjęć! 
Teraz już muszę kończyć, czeka na mnie plaża, zimne drinki i gorąące słońce ! : ) 
Pozdrawiam ! 


Pierwsze chwile w KL:




Petronas Towers:




Małe perypetie z aparatem:
Nasz hostel: 
Przetrwałyśmyy: 
Granica Tajlandia- Malezja: 

A to już mała zapowiedź następnego wpisu... : 


:))













sobota, 3 sierpnia 2013

Ostatnie dni w Kambodży- zdjęcia !

Czeeść! 
Zgodnie z obietnicą dodaję zdjęcia z ostatniego tygodnia w Kambodży : ) 
Obecnie jestem w Kuala Lumpur, zjadłyśmy śniadanie i wyruszamy w miasto. So far, so good! :)))


Ja i Marisa w naszych mundurkach: 

Moja uluubiona grupa:

Niespodzianka:
Niespodzianka 2 :) :


Dyplom: 
Ostatnie chwile w Kambodży: 
Weekendowa impreza pożegnalna: 

A to już KUALA LUMPUR: 

Pozdrawiaam ! :) 











piątek, 2 sierpnia 2013

Pożegniania nadszedł czas...

Cześć Kochani! 
Znów przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale u mnie nic ciekawego się nie działo. Szkoła, dom, szkoła, dom i tak cały tydzień. 
Sześć tygodni temu pisałam do Was post z lotniska w Bangkoku oczekując lotu do Kambodży, teraz siedzę na lotnisku w Phnom Penh, wolontariat się skończył, a ja wyruszam dalej w podróż! 
Ciężko będzie mi podsumować tę wyprawę... mogę tylko powiedzieć: WARTO BYŁO! Poznałam niesamowitych ludzi, z którymi na prawdę się zaprzyjaźniłam, zwiedziłam wszystkie najważniejsze miejsca w Kambodży, wiele się nauczyłam, ale wiele też nauczyłam innych. Po tych sześciu tygodniach nadal twierdzę, że uwielbiam uczyć angielskiego! Sprawia mi to wieele radości i jak wynika z opinii moich studentów, nie jestem w tym taka zła ; ) 
Ostatnie dni w szkole były wyjątkowe. Dzieciaki przygotowały mi wiele niespodzianek, było przyjęcie, tort, dostałam wiele prezentów i niezliczoną ilość listów i laurek, które mam zamiar przeczytać podczas tego lotu :) Niestety nie mogę zabrać gromadki tych dzieciaków do Polski, a bardzo bym chciała! Jeśli tylko kiedyś uda mi się znów przyjechać do Kambodży, Westland International School będzie pierwszym miejscem, które odwiedzę :) 
Czas opuścić to niesamowite państwo. Państwo pełne kontrastów, cudownych miejsc i przemiłych mieszkańców. Z całego serca mogę powiedzieć: polecam Kambodżę! 
Oczywiście tęsknię niesamowicie za rodziną, moim łóżkiem i jedzeniem mamy, ale zanim dotrę do Warszawy troszkę jeszcze się potułam po Azji! Za 10 minut wylatuję do Malezji (Kuala Lumpur), w niedzielę rano wyruszam na tajskie wyspy (Koh Samui i Koh Tao), następnie Bangkok i w końcu POLSKA ! :) 
Zdjęcia dodam po locie, kiedy w końcu je zgram na ipada i przesegreguję. 
Od teraz obiecuję, że posty będą dodawane z dużo większą częstotliwością! 
Pozdrawiam, jesteśmy w kontakcie :) 

niedziela, 21 lipca 2013

Życie codzienne ...

Cześć! 
Wszystkie moje dotychczasowe posty dotyczyły wycieczek, weekendów, podróży do turystycznych miejscowości. Dzisiaj natomiast opowiem Wam o tym gdzie mieszkam, pracuję, jak upływa mi dzień w Kambodży oraz jakie są moje odczucia po czterech tygodniach pobytu w tym odległym państwie. 

Gdzie mieszkam?
Miasteczko, w którym mieszkamy nazywa się Takhmao i położone jest 10km od stolicy Kambodży. Życie tu toczy się wokół targu i jednej głównej ulicy (na której położony jest nasz 'dom', więc nic nas nie omija). Na luksusy takie jak sklep spożywczy, apteka, kino nie możemy tu niestety liczyć, więc pozostaje nam bazar, lokalne małe knajpki i salon naszego domu, w którym wieczorami spędzamy razem czas rozmawiając i oglądając filmy. 

Gdzie pracuję? 
Szkoła, w której uczę nazywa się Westland International School (międzynarodowa jest tylko w swojej nazwie). Jest to szkoła języka angielskiego, do której dzieciaki i młodzież przychodzą po zajęciach w publicznej szkole (która jest niestety płatna). Ja pod swoje skrzydła przyjęłam sześć grup- dwie z dziećmi od 7 do 12 roku życia i cztery z młodzieżą i osobami dorosłymi. Dzieci są bardzo aktywne, zajęcia zazwyczaj przebiegają spokojnie i bez większych problemów, z młodzieżą i dorosłymi już nie jest tak kolorowo. Zauważyłam negatywną koorelację zapału do nauki względem wieku : P 
Codziennie po zajęciach (które prowadzę od 13:40 do 19:40) spędzam około 1,5-2h na przygotowywaniu ćwiczeń, kserówek i kart pracy na następny dzień. Szkoła dała mi wybór nauki z ich książek lub z moich materiałów, ale po zobaczeniu ich podręczników od razu zdecydowałam się na drugą opcję! Nikt tu nie martwi się i prawa autorskie, więc ich podręczniki to zlepek stron z różnych książek, ułożonych bez żadnej logicznej chronologii oraz sensu (bo jaki jest sens w uczeniu przysłówków częstotliwości podczas wyjaśniania czasu Present Continuous?!). Tak więc codziennie drukuję około 200 stron i posiłkuję się materiałami z internetu oraz moimi książkami, których używałam udzielając korepetycji w Polsce. 
Zadziwiające jest, że wszyscy nauczyciele w tej szkole z uparciem omijają część gramatyczną w każdym z działów. Po kilku dniach przebywania z nimi sprawa stała się jasna - oni po prostu nie umieją gramatyki! Ich zlepki słów w połączeniu z kambodżańskim akcentem czasem na prawdę są ciężke do rozszyfrowania. 
Szkoła jak na warunki tego państwa jest na wysokim poziomie, wyposażona w wiele pomocy naukowych, świetną stołówkę i plac zabaw. Wolałabym jednak, żeby te pieniądze zainwestowane były w rozwój nauczycieli! 
Na szczęście jesteśmy tu my, wolontariusze, i robimy co w naszej mocy, żeby nauczyć dzieciaki prawidłowego akcentu i choć podstaw gramatyki.

Co jem?
Kuchnia khmerska jest niewątpliwie pyszna, bardzo aromatyczna, wszystkie dania bogate są w przyprawy i zioła. Opiera się ona głównie na ryżu, który był podstawowym składnikiem mojej diety przez trzy tygodnie. Ryż w zupie, ryż z warzywami, owocami morza, z sosem curry... Pod każdą postacią! Niestety po trzech tygodniach diety ryżowej zaczęłam tęskić za naszym europejskim jedzeniem. 
I tak z dnia na dzień moja dieta ewulouwała i w tym momencie prócz obiadu, nie różni się bardzo od tego, co jem w domu. 
Śniadanie to zazwyczaj bagietka z serem lub tuńczykiem. Na obad jem ryż, codziennie starając się zamawiać do niego inne dodatki. Na kolację razem z moją współlokatorką przygotowujemy sałatkę owocową lub sałatkę z tuńczykiem :)
 Tak więc kochana rodzino, nie witajcie mnie w domu ryżem, błagam o nasze Polskie przysmaki : )) 

Potrawą, której składu to teraz nie mogę rozgryźć jest kanapka sprzedawana przed bramą naszego domu. W jej skład wchodzą: dziwny żółty dżem, ogórek, szczypiorek, kiszona kapusta, ser, salceson, sos mięsny i kolędra (o trzy ostatnie oczywiście nigdy nie proszę!). Wiem, że opis przypomina mieszankę, którą zjada się na chrztach obozowych, ale uwierzcie- smakuje na prawdę dobrze! Przeszukałam wiele stron i nigdzie nie mogę znaleźć informacji o kambodżańskich kanapkach sprzedawanych na ulicy (śmiejemy się, że to nasz lokalny Subway!). Jeśli znajdziecie jakieś info, dajcie znać! Chciałabym jednak dokładnie wiedzieć co jem : P 

Jaka jest Kambodża?
Dla mnie piękna, interesująca, ciągle nieodkryta, choć zaczyna być kolejnym punktem na mapie wypraw wielu turystów. Może nie jest to kraj tak rozwinięty jak sąsiadujący Wietnam czy Tajlandia, ale ludzie, miejsca, cudowne widoki potrafią zachwycić! 
Niestety Kambodża to wciąż kraj niesamowicie biedny i skorumpowany. Łapówki tu stały się podatkiem drugiego obiegu, wszyscy wyciągają ręce i chcą wypchać swe kieszenie do pełna. Ciężko załatwić sprawę w urzędzie, ambasadzie, na policji bez odpowiedniego podarunku. Jednak łapówki w szkole to coś, co zaskoczyło mnie najbardziej. W mojej szkole nauczyciele zarabiają stosunkowo dużo, więc absolutnie nie spotkałam się z przypadkiem łapówkarstwa, ale od wolontariuszy z innych szkół wiem, że dzieci są nauczone, że bez pieniążka nie dostaną dobrej oceny, lub co gorsze, dostaną więcej batów linijką. 
Jeśli już mowa o dzieciach w Kambodży, to chyba najsmutniejszy rozdział tej wyprawy. Uśmiech na twarzy dzieciaka to zdecydowanie rzadkość. Co gorsze, dzieci wykorzystywane są jako najlepszy sposób na zadanie ciosu w serca turystów i wybłaganie o pieniądze lub jedzenie. W turystycznym mieście ciężko przejść kilometr bez spotkania z dzieciakiem, który błaga o choć jednego dolara. Wiem, że zabrzmi to okrutnie, ale do takich sytuacji trzeba się przyzwyczaić i na nie w pewien sposób uodpornić. I zdecydowanie lepiej dać dziecku jedzenie (koniecznie rozpakowane) lub zaprosić je na obiad, niż podarować dolara, który przejmą jego rodzice lub opiekunowie. 
Ja sama staram się zawsze mieć ze sobą paczkę cukierków, które mogę dać maluchom. 
Ciężko opisać w kilku słowach to, co dzieje się na ulicach tych biednych miast, ale myślę, że historia, którą za chwilę opiszę pomoże Wam to sobie wyobrazić...
Za każdym razem będąc w stolicy jemy i spędzamy wieczór w tej samej, naszej ulubionej knajpie przy Mekongu. Oczywistym jest, że zaraz po zajęciu miejsc nasz stolik okupowany jest przez dzieciaki starające się sprzedać bransoletki, pocztówki i inne pamiątki. Było tak też w czwartek dwa tygodnie temu. Dzieciaki przekrzykiwały się i w niesamowicie sprytny i wyuczony sposób chciały sprzedać swoje produkty. Absolutnie nie były onieśmielone sytuacją, że muszą rozmawiać w obcym języku z osobami nie z ich państwa. Prócz jednego chłopczyka... Siedział na chodniku i widać było, że wstydzi się podejść i poprosić nas o pieniądze. Był brudny, bez butów, posiadał pęk bransoletek, które sam zrobił i usiłował je sprzedać. Podeszłam do niego i starałam się rozpocząć rozmowę. Jego angielski nie był tak dobry jak angielski innych dzieciaków, a na jego twarzy widać było wstyd i nieśmiałość. Spędziłam z nim długi czas rozśmieszając go, kupując więcej i więcej bransoletek. Chociaż przez chwilę widziałam jak się cieszy i bawi. Małe dzieci tu niestety nie mają czasu na bycie dziećmi, z momentem kiedy potrafią chodzić stają się sprzedawcami utrzymując często swoje rodziny. 
Za każdym razem grupa tych dzieciaków biega wokół naszego stolika, a ten mały chopiec nieśmiało patrzy na nas z boku pochłaniając frytki i colę, które mu kupuję. Tak też było wczoraj. Spędziłam z koleżanką wieczór w naszej ulubionej knajpie, po czym spacerem wracałyśmy do domu. Mijałyśmy wielu mieszkańców Phnom Phen śpiących na ulicy, małe dzieci leżące na kartonach, matki proszące o jedzenie, aż w pewnym momencie zobaczyłam pomarańczową koszulkę i czarną czuprynę tulącą się w ramionach mamy. Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że to ten sam mały chłopiec, który spędzał ze mną czas w restauracji nad rzeką. Odjęło mi mowę, zamarłam i szybko wróciłam się do sklepu po wodę, mleko i jedzenie dla malucha. Zostawiłam paczkę przy jego kartonowym łóżku (niestety wszystko musiałam odpakować, inaczej nie miałabym pewności, że rzeczy te nie wrócą na sklepowe półki) i odeszłam. Ciężko było zasnąć w hotelu wiedząc, że ten maluch, jak i setki innych dzieci śpią na ulicy. Cieszę się, że chociaż przez kilka krótkich chwil mogłam sprawić mu radość i być jego Świętym Mikołajem! No i kolekcja bransoletek, które od niego kupiłam jest imponująca : ))) 
Sytuacje takie jak ta utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie ma lepiszej formy podróżowania niż wolontariat! Uwierzcie, uśmiech na twarzy dzieciaków, zarówno w szkole jak i na ulicy w Kambodży jest bezcenny ! : )
 
Za tydzień w Kambodży wybory parlamentarne, kandydat startujący z partii już praktycznie wygranej obiecuje koniec korupcji oraz nowe, lepsze życie dla mieszkańców! Miejmy nadzieję, że tak będzie, chętnie sprawdzę to osobiście za kilka lat znowu odwiedzając to miejsce : ) 

Niestet muszę już kończyć, czas przygotować materiały na jutrzejsze zajęcia! 

Pozdrawiam i ściskam gorąco ! 

maluch, o którym wspominałam : 

moi uczniowie: 


(moja wieczorna grupa, a w tle nauczyciel Justin, który jest najlepszym i najśmieszniejszym nauczycielem w tej szkole :D ):

przygotowania do zajęć:

Pobliski targ:



Oraz fryzjer!:


LET'S SPEAK ENGLISH !!! : )